niedziela, 27 stycznia 2013

W co grają prawdziwi mężczyźni? Cz.2 : od CM-a do FM-a

Dyskusje o tym, czy kiedyś było lepiej, są powszechne. To stały element nie tylko konfliktu pokoleniowego, ale szeroko rozumianej refleksji nad życiem, nad rzeczywistością, która nas otacza. Dokładnie taka sama dysputa mogłaby się odbyć między „starymi” graczami, którzy pamiętają managery Kevina Tomsa a tymi, którzy znają tylko i wyłącznie nowe symulatory prowadzenia klubu piłkarskiego. W starszych odsłonach (by nie rzec starych) niezależnie od wybranego przez gracza klubu, zaczynało się w najniższej klasie rozgrywkowej w Anglii, czyli ówczesnej Fourth Division. Gracz dysponował aktualnymi składami, miał do wyboru prawdziwych zawodników, mógł przeprowadzać transfery. I to było magiczne w tych grach. Kevin Keegan, legenda angielskiej piłki, hasający po boiskach, na których niektóre kluby nawet nie chciałyby trenować? To było możliwe. A awans do Premiership to był prawdziwy wyczyn, niezależnie od tego, jaką drużyną się grało. Dla miłośników nowszych gier takie rozwiązanie jest niewyobrażalne. I bardzo odbiega od tego, co cechuje dobrego piłkarskiego managera – od realizmu. Co ciekawe, realizmem nie powalał również pierwszy Championship Manager  (Intelek, Donmark 1992). autorstwa braci Oliviera i Paula Collyerów.

Okładka pierwszego CM-a
Prymitywny graficznie, nie posiadający bazy prawdziwych piłkarzy, symulator furory nie zrobił. Posiadał jednak liczbowy system oceniania piłkarzy w skali od 1-10, który przyjął się na wiele lat. Bracia szybko wyciągnęli wnioski i w 1993 r. wypuścili na rynek kolejnego CM-a, jak powszechnie nazywa się serię. Tym razem były już prawdziwe nazwiska piłkarzy, lepszy silnik meczowy, poprawiony interfejs, komentarz meczowy itp. W rezultacie szybko wydano dodatek z ligą włoską (Championship Manager Italia) oraz norweską (Championship Manager Norge, ale tylko w języku norweskim).I ta gra stała się przebojem, który zawładnął na dobre sercami posiadaczy Amigi i PC. Następnie zaczęła się era tzw. CM 2, czyli wydanego na PC (po raz pierwszy w postaci CD-ROM-u) w 1995 r. symulatora (na Amigę ukazał się dwa lata później). Gra zawierała efekty dźwiękowe, prawdziwe nazwiska piłkarzy, możliwość rozgrywki w ramach innych niż angielska lig europejskich (dzięki wydanym później dodatkom). Sporym atutem był również udział w projekcie popularnego komentatora sportowego, Clive’a Tyldesleya, który komentował mecze. Gra szybko stała się hitem i to nie tylko w Anglii. Tak zaczęła się prawdziwa ekspansja CM-a.


 O tym jak świat pokochał Pawła Brożka, Radka Kałużnego i paru innych

Kolejne edycje Championship Manager pojawiały się już pod egidą dwóch wielkich firm: Sports Interactive i Eidos Interactive. Wielką sensacją okazała się kolejna edycja gry przygotowana na sezon 96/97. Gra nie tylko była niesamowicie grywalna, już w wersji podstawowej zawierała dodatkowe ligi, ale także posiadała kilka smaczków. Jednym z nich była możliwość prowadzenia reprezentacji kraju lub wielkiego klubu od początku gry. Wystarczyło jedynie nazwać swojego gracza imieniem i nazwiskiem jakiegoś znanego trenera. W przeciwnym razie na objęcie kadry narodowej czy renomowanego klubu początkujący manager nie miał szans. Drugą kwestią jest promowanie gwiazd. Otóż osoby odpowiadający za bazę danych gry postanowiły wyróżnić kilku zawodników i uczynić z nich talenty na miarę światową, dzięki którym dużo łatwiej było osiągnąć sukces w grze. Za pierwszym razem taki zaszczyt spotkał Ukraińca Wiktora Leonienkę (wtedy rezerwowy Dynama Kijów, w grze najlepszy napastnik) i bramkarza Alana Fettisa. Obaj w rzeczywistości gwiazdami nie byli, co najwyżej solidnymi rzemieślnikami, w grze byli jednak niesamowici.   Przełomem okazała się kolejna część gry, do której dołączono edytor bazy danych. Dzięki niemu można np. zmieniać bazę danych nawet na najbardziej aktualną. Narzędzie to szybko stało się bardzo popularne i od tej pory pojawiało się już w każdej kolejnej odsłonie CM-a.A oto przykład:


I tym razem gra miała swoje gwiazdy, m.in. Ibrahimę Bakayoko czy Wilsona Orumę. Co ciekawe, po ich wirtualnych występach zaczęło się o nich robić głośno i niektórzy z nich zmieniali kluby na o wiele lepsze, chociaż ich boiskowe, rzeczywiste występy nie dawały ku temu podstaw. Sezon 99/00 zainaugurowano nową, trzecia generacją managera. Gra nie różniła się jednak wiele od poprzedniczki poza większą bazą danych i nowymi grywalnymi ligami (japońska, brazylijską, argentyńską i amerykańską MLS).Medialny szum oraz ogromna popularność przypadła za to w udziale dwóm kolejnym odsłonom gry. To w nich pojawiły się takie ligi, jak polska, fińska czy południowokoreańska. Ponadto rozsławiły piłkarzy, których kariery dopiero się zaczynały. Najlepszym przykładem może być Javier Saviola. Argentyńczyk nim na dobre zaczął regularnie grać w swoim macierzystym klubie River Plate Buenos Aires, był już gwiazdą na całym świecie. Jego parametry i umiejętność strzelania goli w świecie CM-a były niesamowite. To samo można powiedzieć o naszym Mirosławie Szymkowiaku, o którego w sezonie 00/01 biło się pół Europy. Niestety, tylko w świecie wirtualnym.
Okładka Championship Manager 00/01

Kolejna odsłona gry przyniosła więcej takich gwiazd, włącznie z naszym Pawłem Brożkiem. On, Isaac Okoronkwo, Mike Duff, Maxim Tsigalko, Marcin Harasimowicz czy Tó Madeira (który w ogóle nie istnieje) stali się gwiazdami. To samo dotyczyło naszego Radosława Kałużnego, jednego z najlepszych defensywnych pomocników w całej historii CM-a. Gra szybko stała się kultowa ze względu na swoją grywalność, oprawę graficzną i rozległą bazę danych. A dzięki edytorowi można w nią grać przez cały czas, nawet po 13-stu latach.Często z wykorzystaniem piłkarzy z tzw. CM Dream Team, których prezentuje poniższy filmik.

 
Późniejsze odsłony nie powtórzyły sukcesu słynnej poprzedniczki. Sprzedaż malała, a większość graczy wracała do sprawdzonego symulatora z sezonu 01/02. W końcu w 2004 roku mariaż odpowiadający za sukces CM-a, czyli Eidos i Sports Interactive rozpadł się. Pierwsza firma pozostała dalej przy Championship Managerze, jednak to druga weszła w posiadanie systemu oraz bazy danych i odświeżyła tytuł Football Manager.                              

Dalszą historię można znacznie uprościć. Eidos walczył dalej na polu symulatorów, ale z roku na rok było coraz gorzej. Sprzedaż malała, gry były coraz gorsze (choć nadal grywalne i z ulepszonym silnikiem meczowym) aż w końcu Eidos zaczął pracować nad internetowymi symulatorami prowadzenia klubu piłkarskiego. Aplikacje znane teraz z Facebooka, czy urządzeń Apple to w dużej mierze ich dzieło. Natomiast ostatni CM zawitał na rynku w 2010 r. I przeszedł prawie niezauważony, pozostając nie tylko w cieniu wielkiego poprzednika z sezonu 01/02, ale przede wszystkim konkurencyjnego FM-a. O tej produkcji pisać można wiele. Jednak prawda jest taka, że można też opisać ją krótko. Jest realna do bólu, skomplikowana poprzez wielość opcji i rzeczy, którą gracz może kontrolować. Jest genialna, naprawdę symuluje prowadzenie klubu czy reprezentacji. Dbałość o detale, wspaniały silnik meczowy… Tylko pojawia się pytanie, czy o to naprawdę chodzi? Czy może o chłopięcą frajdę, dla której tylu mężczyzn regularnie, często w ukryciu, gra w coś, co nie wymaga wiele czasu, jest proste i naprawdę unikatowe. Jaka jest odpowiedź? Oczywiście zależy od gracza. Jak wszystko, a przynajmniej miejmy nadzieję, że tak jest;)



piątek, 25 stycznia 2013

W co grają prawdziwi mężczyźni? Cz.1



Czy płeć może mieć wpływ na preferencje względem ulubionych gier komputerowych? Czy mężczyźni również mogą się ekscytować kolejnym dodatkiem do The Sims 3? A czy panie mogą ze zniecierpliwieniem oczekiwać na kolejną odsłonę FIFY albo Pro Evolution Soccer? Oczywiście, ze tak. W świecie gier wszystko jest możliwe. Obecnie gry tworzone są również dla konkretnych odbiorców, a jednym z kryteriów czasami bywa płeć. Tak jest teraz, jednak tendencja do tworzenia gier dla konkretnej płci sięga lat 80-tych XX wieku. Jednym z przedstawicieli jest seria symulatorów piłkarskich tzw. managerów. W tym momencie wiele osób może zaprotestować. Że tendencyjnie, że znowu piłka kopana, że przecież wiele kobiet też gra i że przede wszystkim jest wiele innych gier, które można przywołać w tym miejscu. Dobrze, wszystko to jest prawdą. Jednak nie ma wielu gier wciągających na tak wiele nie dni, nie miesięcy, ale lat, co piłkarskie managery. Ponadto są to gry-słabości wielu ludzi. Kilka lat temu nawet Agnieszka Chylińska skarżyła się, że jej mąż czasami siada przed monitorem, analizuje każde kopnięcie, każdy mecz. I nie wolno mu wtedy przeszkadzać, bo kopie, gryzie i rzuca czym popadnie. Nie potrafię przywołać żadnego źródła tego wywiadu, ale doskonale go pamiętam. Bo poczułem, iż nie jestem sam w mym zamiłowaniu i że wiek nie ma znaczenia. Dlaczego zatem uważam, że te symulatory są tylko dla mężczyzn? Nie uważam tak wcale, ale nie wyobrażam sobie, żeby kobiety traciły wzrok, gapiąc się na szybko migające komunikaty tekstowe czy przeglądając bazy danych z kilkunastoma tysiącami piłkarzy. I szczerze wątpię, aby panie wracały do tego jedynego, ulubionego managera kilka razy w tygodniu przez kilkanaście lat. Jeśli natomiast są takie niewiasty, to tym większy dla nich szacunek. Jednak być może tylko prawdziwi twardziele są w stanie znieść coś takiego?      
                                      
Pierwszy symulator      
       
          Wszystko na poważnie zaczęło się w Anglii. To Anglicy są najbardziej postępowi w kwestii gadżetów związanych z futbolem, to ich kraj jest ojczyzną tego sportu. To również ich kraj jest kolebką wielbionych przez miliony symulatorów. W 1982 r. Addictive Games wydało grę autorstwa Kevina Tomsa pt. Football Manager. Początkowo gra pojawiła się na Tandy TRS-80, dopiero później zawitała na ZX spectrum. Początkowo była to tylko gra tekstowa, później dodano elementy graficzne. 




I nagle Toms znalazł się na ustach wszystkich. Dzieciaki szalały, kibice również, a gra znikała ze sklepowych półek w tempie wręcz ekspresowym. Dziś wydaje się to niemożliwe, ale był to pierwszy symulator prowadzenia klubu piłkarskiego, który nawiasem mówiąc opiniotwórczy wtedy magazyn Electron User ogłosił najlepszą grą strategiczną wszechczasów. Może tytuł nazbyt szumny, jednak  o dzieło Tomsa zrewolucjonizowało gry wideo na lata. Kontynuacja nie pojawiła się jednak szybko. Dopiero w 1987 r. na rynku zagościł Football Manager 2, który ponownie stał się hitem. Tym razem Toms udoskonalił graficznie swoje dzieło, dodał możliwość koordynowania treningu zespołu oraz ogólnie usprawnił silnik gry. 




Kolejne gry nie były już tak dobre i popularne jak poprzedniczki. O ile jeszcze obroniła się pod względem grywalności Football Manager World Cup Edition z 1990 r., to jej następczyni Football Manager 3 (1992 r.) była już totalnym nieporozumieniem. Po pierwsze dlatego, że w jej produkcji nie brał udziału Toms (był wtedy zaangażowany w przenoszenie Football Manager World Cup Edition na kolejne platformy), co znacząco wpłynęło na pomysł, a właściwie jego brak, na grę. 

Screen z gry Football Manager World Cup Edition

Choć usprawniona graficznie, była nudna, niegrywalna i po prostu nie miała tego „czegoś”. Poza tym, gdy gra zawitała na Amigę i Atari, to napotkała groźnych konkurentów w postaci Premier Manager (Realms of Fantasy, Gremilin Interactive 1992) i pierwszego z kultowych Championship Managerów (Intelek, Donmark 1992). Pozostał jedynie niesmak i mieszane uczucia Kevina Tomsa, który zniknął na wiele lat. Dekadę temu stworzył symulator zarządzania klubami ligi Nowej Zelandii, obecnie pracuje przy aplikacjach futbolowych managerów na Iphone’y. Mimo ewidentnie niewykorzystanego potencjału, jego dzieło jest już legendą. A dziś, trzydzieści jeden lat po premierze, nadal jest bardzo grywalne. I to od niego zaczęło się szaleństwo, które trwa do dzisiaj. Jak sam wspomina to, czego dokonał? Zapraszam do lektury: 

Interview with Kevin Toms 

A więcej o piłkarskich managerach już wkrótce.