Niedawno przeglądałem
swoją półkę z grami. Niby odruchowo chwyciłem za klasyka cRPG Baldur\s Gate i uruchomiłem. Później
zainteresowałem się Wiedźminem, a na
końcu godziny pochłonął mi Heavy Rain.
Po wszystkim nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że coś się zmieniło. Automatycznie
przyszło mi do głowy pytanie o przyczynę mojego odczucia. Każda z tych trzech
gier to solidna produkcja, wysokiej jakości produkt uznany przez graczy na
całym świecie, również absolutna czołówka w moim prywatnym rankingu gier.
Jednak różnica między nimi jest kolosalna. I nie chodzi o grafikę czy o fabułę.
Podstawową różnicą jestem ja, gracz, i moja rola.
W Baldur's Gate miałem kontrolę nad wszystkim, szedłem utartą ścieżką
fabularną, rozwiązywałem questy, zdobywałem doświadczenie, przyłączałem nowych
wojowników do mojej drużyny, słowem: byłem panem i władcą gry. Moje czyny nie
miały wpływy na świat, przygoda pbyła liniowa, a ja sam skupiałem się tylko na
grze. Interfejs pomagał i grać, wykonywać zadania. Nie było w tym nic
specjalnie kreacyjnego, może za wyjątkiem stworzenia własnej postaci.
Odmiennym doświadczeniem
był Wiedźmin. Fabuła nie do końca liniowa,
skomplikowane wybory, które miały wpływ na świat gry oraz na postrzeganie
mnie-Geralta przez inne postaci w grze. Ścieżka fabularna już wcale nie taka
oczywista, kilka możliwych opcji do wyboru. Teoretycznie czułem się jak gracz,
bo musiałem zbierać zioła, zabijać przeciwników, wykonywać questy. Ale nie mogę
oprzeć się wrażeniu, że jedynie sekwencyjność mini-gier stanowi o tym, że wciąż
czułem się jak gracz. Zostawmy w tym miejscu pojęcie wczuwania się w głównego
bohatera, ponieważ nie ono jest tutaj najważniejsze. Czułem, że to ja
kształtuję opowieść. Może nie jestem jej twórcą, ale przynajmniej układam i wybieram
poszczególne elementy.
W Heavy Rain już nie czułem się jak gracz, przyznaję bez bicia. Niby
gra, ale doświadczenie dalekie od typowego game’u. Tutaj raczej jest się
reżyserem, twórcą i kreatorem w jednym. Ramy narzucone przez samą gry walność (misję,
mechanikę gry, interfejs i mechanikę postaci etc.) teoretycznie istnieją,
jednak nie są sztywne ani zobowiązujące. Jeden wątek – zabójca z papierowymi
figurkami orgiami – a cztery różne historie, które mogę kształtować wedle
swojego uznania.
To proste doświadczenie
ilustruje dylemat, na który nie da się odpowiedzieć jednoznacznie. Kim tak
naprawdę aktualnie jest gracz? Czy wykonawcą kodu gry czy może jej reżyserem?
Jasne, odpowiedź względem każdego tytułu może być nieco inna. Ale dzisiaj
często mówimy o grach wideo, które mają więcej sekwencji filmowych niż
grywalnych. Często o grze mówi się używając terminu film interaktywny czy nawet
game movie. To już nie jest gra,
tylko coś na kształt parafilmu. Od filmu różni wiele gier tylko obecność
sekwencji mini-gier, co również niebawem będzie można włożyć do lamusa. Gracz
(czy niebawem to słowo będzie jeszcze miało takie znaczenie jak chociażby kilka
lat temu?) już teraz przez większość czasu skupia się na dokonywaniu wyborów,
czeka na kolejne filmowe sekwencje, które stanowią graficzny i fabularny
smaczek niejednej produkcji. Ile zatem będzie i jest gry w grze? Trudne pytanie.
Tak samo jak zagadnienie tożsamości dzisiejszego gracza.
Te tematy są niezwykle
trudne do jednoznacznego objaśnienia. Wydaje się, że może odpowiedzią będą
techniczne możliwości next genowych konsoli, które podobno mają pozwolić na większe
rozwinięcie fabuły. Jednak dziś skomplikowana, wielowątkowa fabuła to przede
wszystkim przerywniki filmowe i zawarte w nich dialogi z opcjami wyboru dla
uczestnika gry. W takim wypadku gra przestaje być zajęciem zręcznościowym, a
staje się puzzlami układnymi przez jeszcze chwile temu gracza, a dziś…
uczestnika, reżysera, kreatora wydarzeń?
Wiąże się z tym jeszcze
jedna kwestia, której, jak już wspominałem, nie chcę poruszać. Mianowicie
problem wczuwania się gracza w postać. Czy jest się nią, czy się ją odgrywa,
czy może odejście od standardowej formuły grania separuje nas emocjonalnie od
głównego bohatera. W końcu reżyser nie jest bohaterem filmu, a kimś w rodzaju
jego koordynatora. Te problemy będą wracać i to jeszcze wiele razy...