Czas na chwilę refleksji po konferencji Media City: spectacular/ordinary/contested. Niestety, refleksje te nie napawają optymizmem.
Głównym tematem konferencji było potraktowanie przestrzeni miejskiej jako przestrzeni medialnej, czyli takiej, w której narzędzia medialne (jak ekrany, google maps, mapping i rejestrowanie tego, co dzieje się w mieści prywatnymi kamerami) stanowią sposób komunikacji międzyludzkiej i służą do realizacji kampanii społecznych oraz projektów z zakresu edukacji społecznej. W takich krajach jak Australia wykorzystywanie ekranów jest bardzo modne, często nawiązuje się połączenie z miastami w Azji, gdzie mieszkańcy dwóch różnych miast widzą się i mogą komunikować nawzajem. Dzięki temu rozwija się międzykulturowa komunikacja; Azjaci uczą Australijczyków ludowych tańców i na odwrót. Po co? By zaangażować społecznie mieszkańców danego miasta.
Miasto to również miejsce, gdzie instalacje medialne mogą służyć do pokazywania wielowymiarowości miasta i różnorodności jego mieszkańców. Doskonale pokazują to projekty artystów medialnych. Jednym z nich jest Andy "Best" Dunkley, który pewnego razu wypożyczył kilkadziesiąt wózków inwalidzkich, posadził na nich siebie i swoich studentów, po czym wyruszyli w miasto i wszystko rejestrowali kamerą zamieszczoną na wózkach. By pokazać inną perspektywę i uzmysłowić ludziom trudności, z jakimi stykają się na co dzień ludzie niepełnosprawni.
Najbardziej intrygującym projektem jest tzw. mapping the space, czyli wirtualne rejestrowanie przestrzeni i jej wirtualna rekonstrukcja. W praktyce wykorzystuje to narzędzia google maps, ale ludzie, dodając zdjęcia z miejsca, gdzie się znajdują, tworzą wirtualną mapę świata złożonego z obrazów. Później można to doskonale przetworzyć na świat wirtualny i rekonstruować miasta i przeprowadzać symulacje. Widoczne jest to zwłaszcza przy projektach, które mają za zadanie rekonstrukcje miast antycznych. Tu jednak nie bazuje się na zdjęciach. Mechanizm i sens działania jest jednak taki sam.
Gdzie zatem smutne refleksje? Ano w celowości i finansowaniu. U nas mediatyzacja miast musi wiązać się z reklamą i tym, że potencjalne przedsięwzięcia tego typu ciągle ktoś musi finansować, a ktoś zarobić. Ekrany w miastach służą do wyświetlania reklam, do niczego innego. Akcje takie jak opisane, są u nas po prostu niemożliwe do zrealizowania. Drugą kwestią jest samo rejestrowanie przestrzeni. Może to robić każdy, jednak np. jadąc rowerem po osiedlu i rejestrując życie i przestrzeń mojej dzielnicy, tak naprawdę rejestruję również prywatna przestrzeń mieszkańców: ich posesje, ogródki, domy, życie... Czy w takim wypadku przestrzeń prywatna, ta intymność, która jest schronieniem dla wielu, dalej jest intymna? Czy może pokazać wolno i trzeba wszystko? Niestety, na to pytanie nikt w Helsinkach nie odpowiedział.